21 stycznia 1959 roku, około godziny 5 rano, niebo nad wzburzonym Bałtykiem rozświetlił potężny błysk. Świadkami tego zjawiska byli pracownicy portu i marynarze, którzy widzieli, jak niezidentyfikowany obiekt wpadł do basenu portowego nr IV w Gdyni. Czy był to statek kosmiczny, szczątki satelity, a może coś zupełnie innego? Sprawa ta do dziś pozostaje nierozwiązana, otoczona tajemnicą i spekulacjami.
Katastrofa w porcie
Tego mroźnego, styczniowego poranka w porcie trwała nocna zmiana, a sztorm szalał z siłą 8 stopni w skali Beauforta. Nagle nad wodą pojawił się jasny, czerwony błysk. Towarzyszył mu głośny dźwięk przypominający zgrzyt metalu. Obiekt, ciągnąc za sobą ognistą smugę, uderzył w powierzchnię wody, wywołując wysoką na półtora metra falę. Gdy wszystko ucichło, nad basenem unosiła się jedynie para.
Świadkowie, w tym dźwigowy Stanisław Kołodziejski, opisali obiekt jako „dwustulitrową beczkę” o półkolistym kształcie i czerwonym zabarwieniu. Po upadku natychmiast przystąpiono do poszukiwań. W wodzie odnaleziono fragment metalu, jednak najważniejsze znalezisko – walcowaty pojemnik z nietypowego materiału, wypełniony gęstą, rdzawą cieczą – szybko trafiło w ręce funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa i zniknęło bez śladu.
Nad miastem pojawiło się coś jeszcze – pomarańczowy obiekt z różowymi krawędziami
Wydarzenie wywołało falę spekulacji. Już 23 stycznia lokalna prasa donosiła o „tajemniczym przedmiocie”. Wkrótce pojawiły się kolejne zgłoszenia. Jedno z nich, od Włodzimierza i Jadwigi Płonczkierów, opisywało pomarańczowy obiekt przypominający talerz, który zawisł na chwilę nad miastem o godzinie 6:05. Poniżej zdjęcie, które wtedy rzekomo wykonali państwo Płonczkierowie:
Inne źródła mówiły o istocie o nietypowym wyglądzie, znalezionej na plaży w pobliżu portu. Według relacji strażników portowych, istota ta miała spalone włosy, była ubrana w dziwny uniform i mówiła w nieznanym języku. Trafiła do szpitala, gdzie stwierdzono, że jej organy wewnętrzne oraz układ krążenia różnią się od ludzkich. Zmarła po zdjęciu bransolety, którą miała na ręku, a jej ciało miało zostać wywiezione do ZSRR.
Satelita SCORE?
Jedną z teorii jest upadek szczątków amerykańskiego satelity wojskowego SCORE, wystrzelonego 18 grudnia 1958 roku. Był to pierwszy satelita łącznościowy, który transmitował orędzie świąteczne prezydenta Dwighta Eisenhowera. SCORE jednak został umieszczony na orbicie o nachyleniu 32,3 stopnia, co oznacza, że nigdy nie przelatywał nad Polską [Gdynia leży na wysokości 54°,5N – przyp. red.] – najbliżej znajdował się więc nad Afryką Północną. Twierdzenia o jego obecności w Gdyni budzą zatem zrozumiałe wątpliwości.
A prawda? Pewnie przepadła razem z tym, co wywieziono za wschodnią granicę
Do dziś nie wiadomo, co naprawdę wydarzyło się tamtej styczniowej nocy. Sprawa Gdyni 1959 roku pozostaje polskim odpowiednikiem Roswell – pełnym pytań, na które nie znamy odpowiedzi.
źródło: kuriergalicyjski.com