Przekonanie jakoby COVID-19 był nieistniejącym wymysłem rządu na spółkę z lobby medialnym, lub dobierając innych słów: że COVID-19 jest spiskiem wszech czasów a w którym uczestniczą wszystkie Państwa świata – jest przekonaniem nawet nie tyle szkodliwym, co wysoce niebezpiecznym dla samych osób głoszących taką tezę.
Czekam na telefon od któregoś z nich, że ktoś z rodziny potrzebuje miejsca w szpitalu albo co ma robić, bo zachorował na COVID-19 i czuje się coraz gorzej.
Specjalista od chorób wewnętrznych i kardiologii
z 13-letnim stażem pracy w szpitalu
wiadomosci.gazeta.pl
Wedle tego przekonania to w spisku powinien brać udział jak prezydent Stanów Zjednoczonych – a który to w sposób iście groteskowy, bo ledwo dysząc na sesji zdjęciowej spod Białego Domu, zarazem usiłował przekonać swoich przyszłych wyborców, że zakażenie COVIDem ma już za sobą1 – tak szeregowy lekarz pierwszego kontaktu.
Ale myśląc zdroworozsądkowo to nie można wykluczyć istnienia koronawirusa tak samo jak nie można wykluczyć istnienia wirusa grypy. Niemniej w rozchwianym społeczeństwie skrajność goni skrajność. Można powiedzieć, że od czasów Imperium Rzymskiego niewiele się zmieniło względem żądzy krwi jakiej by oczekiwał lud – bo jako, że COVID-19 nie ściele gęsto ulic zwłokami zmarłych, a i ulice te nie spływają krwią zabitych, to pozornie nie byłoby widać bezpośrednich efektów działań wirusa, więc i tym samym może wzmagać się przekonanie: wirusa tego nie ma. Ale to przekonanie jest przekłamane na wskroś.
Na domiar tego ta część społeczeństwa skupiająca się jedynie na bezpośrednich efektach pomija zupełnie efekty pośrednie. A to właśnie te efekty pośrednie zabolą jeszcze wszystkich w sposób… bardzo bezpośredni.